14.07.2012

Zbiorka pieniedzy trwa!


Akcja zbierania pieniedzy na psa - przewodnika dla Zuzanny trwa! 14 lipca z Wrocławia wyruszył na rowerze Zdzisław Wójcik z Rowerowej Grupy Hahary. Przejedzie przez Polskę i Niemcy ok. 1500 km. Po drodze dołączą jego przyjaciel Leszek Nagucki, żona Halina i córka Aleksandra. Podróż dedykują Zuzi. Będą rozdawać ulotki i zachęcać do wpłat. Trasa:
Wyjazd z Wrocławia przez  Krzydliną Mała, Smogorzów Wielki, Milicz,Krotoszyn, Konin, Licheń, Torun, Chełmno, Chojnice, Swornegace. Na Kaszubach będziemy kajakować kilka dni (moja żona Halinka i córcia Aleksandra i kolega Leszek) Dalej będzie Łeba, Lenartowice i wzdłuż wybrzeża do Świnoujścia. Droga powrotna może ulec zmianie, chciałbym wracać po niemieckiej stronie ścieżką rowerową do Kostrzyna nad Odrą a potem  Zielona Góra, Bory Dolnośląskie, Wołów, Wrocław. We Wrocławiu będziemy za 4 tygodnie – informuje Zdzisław Wójcik.
Niewidoma Zuzanna w tym roku skończyła krakowską szkołę i chce podjąć prace jako masażystka. Pies przewodnik pozwoli się jej na samodzielność. Wytresowany labrador z certyfikatami już czeka w szkole Jerzego Przewiędy w Pile.
Do tej pory na zakup psa udało się zebrać ok. 6 tysięcy złotych. Potrzeba jeszcze 10 tysięcy.
Datki można wpłacać na konto Lions Club Wratislavia:
Rynek 38, 50-902 Wrocław
93 2490 0005 0000 4500 2474 7672
Tytuł przelewu: „Pies Przewodnik”


6.07.2012

Co dalej...

Wyprawa zakonczyla sie bolesna dla mnie kontuzja, ale jest coraz lepiej i zapewne niebawem stane na nogi. Skomplikowaly sie jednak sprawy zwiazane ze zbiorka pieniedzy na zakup psa - przewonika dla Pani Zuzany. Komplikacje polegaja na tym, ze o wiele trudniej jest pozyskiwac fundusze na piekne oczy. Moje wystarczajaco piekne nie sa, w zwiazku z czym z opresji musiala mnie uratowac czyjas pomocna dlon. Pojawila sie na szczescie w postaci ekipy portalu Swidnica24.pl, Galerii Swidnickiej oraz grupy fantastycznych mlodych ludzi, ktorzy postanowili zorganizowac w Swidnicy muzyczna impreze polaczona ze zbiorka pieniedzy na rzecz Pani Zuzanny. Trwaja takze rozmowy z Fundacja Fioletowy Pies, ktore byc moze pozwola na pozyskanie calkiem sporych pieniedzy. Do tej pory akcja przyniosla okolo 6.000 zlotych (dokladne kwoty wplat w Polsce i UK bede znal w ciagu kilku najblizszych dni). Cel calego przedsiwziecia nie zniknal, jest aktualny i wciaz liczymy na Panstwa serca (i portfele oczywiscie). Pragne podziekowac ludziom, ktorzy od samego poczatku wkladaja mnostwo sil i czasu w ten projekt oraz tym, ktorzy poskrobali sie po kieszeniach i wydobyli pare groszy dla Pani Zuzanny. Pamietajcie, ze akcja trwa i kazdy kolejny grosz sie liczy!

Marcin Szymkiewicz

28.06.2012

Piatek 21.06.12

Wstal piekny dzien, sucho, slonecznie i bardzo cieplo. Achilles lewej nogi boli okrutnie, ale mimo to ruszam w droge. Dzis celem jest Mauriac - miasto polozone tuz przed najwyzsza drogowa przelecza Masywu Centralnego. Czeka mnie 150 km ciezkiej drogi przez coraz wyzsze gorki. Po dosc obfitym sniadaniu rozpoczyna sie kolejny dzien przygody. Krajobrazy nie sa zbyt ciekawe - duzo miast i osiedli a do tego sporo stref przemyslowych, marketow itp. 80 kilometrow uplynelo pod znakiem walki z ciezarowkami i wzmozonym ruchem na drodze, co we Francji jest raczej rzadkoscia. Dotarlem do Felletin, skad rozpoczalem wspinaczke w kierunku La Courtine. Pod sama przelecza podjazd zrobil sie bardzo stromy. W pewnym momencie przycisnalem bardzo mocno i nagle poczulem przenikliwy bol w lewej nodze. Bol byl tak silny, ze az mnie zamroczylo i upadlem na pobocze jezdni. Doprowadzilem sie do wzglednego porzadku i bez sprawdzania co sie wlasciwie stalo ruszylem w dol do La Courtine. Tam trafilem na apteke, gdzie poprosilem o pomoc. Zostal wezwany lekarz, ktory stwierdzil, ze konieczna jest wizyta w szpitalu - podejrzewal zerwanie sciegna achilesa. Farmaceuta zapakowal mnie do swojego auta i pojechalismy do pobliskiego Ussel. W szpitalu zostaly wykonane badania i lekarze orzekli naderwanie scigna achillesa i urwanie jednego z zaczepow miesnia lydki. DDiagnoza nie pozostawiala zludzen co do dalszych losow mojej wyprawy - to juz koniec. Podlamalo mnie to, bo przygotowywalem sie do wyjazdu od kilku miesiecy, powzialem zobowiazania wobec Zuzanny i nagle wszystko sie zawalilo. W szpitalu spedzilem dwa dni, po czym przy pomocy aptekarza - Pana Franciszka dostalem sie do Clermont, stamtad pociagiem do Lyonu gdzie zlapalem autobus do Polski. Wyprawa skonczyla sie zupelnie nagle co mnie wybitnie rozczarowalo. Mam jednak nadzieje, ze nie zawiode Zuzanny. W przygotowaniu jest plan awaryjny i pieniadze na psa - przewodnika z pewnoscia zostana zebrane.

Droga do La Courtine













Uszkodzona noga













Juz w usztywnieniu













Szpital w Ussel













Tym karmia we francuskich szpitalach

















Pan Bernard Bourg - farmaceuta z La Courtine, ktory pomogl mi zalatac noge i wydostac sie z La Courtine



















27.06.2012

Czwartek 21.06.12

Poranek Deszczowy. Namiot wazy 2 x tyle co suchy. Jednak z kazda chwila robi sie cieplej i sloneczniej. Wzmaga sie silny wiatr, ktory bedzie mi towarzyszyl przez cala dzisiejsza droge. Wieje prosto w twarz i spowalnia mnie do 15 km/h. Coraz bardziej dokuczaja mi achillesy. Teren jest pagorkowaty co meczy wybitnie - ostre podjazdy i ostre zjazdy. Powoli pola ustepuja lasom - znak, ze dojechalem do okolic Limognes. Po calym dniu dotarlem w przepiekne okolice Roches - tam jest jak w krainie Hobbitow. Ostatecznie zatrzymalem sie po 122 km w opuszczonym gospodarstwie kolo Ladapreye.

Zboza we Francji juz prawie dojrzaly


,










Odpoczynek w Montchevrier













Dylemat w okolicach Roches













Roches













Wzgorza Roches













Biwak w opuszczonym gospodarstwie w Ladapeyre













Sroda - 20.06.12

Monoublou zostalo daleko za mna. Dzien przywital mnie cieplym wiatrem i sloncem. Ruszylem dosc zwawo i po pol godzinie bylem juz w Montoine s. Loir, gdzie trafilem na targ. Zjadlem sniadanie zlozone z brzoskwin i bulek z czekolada. Tuz za Montine przejechalem przez rzadkiego uroku wioske - Lavardin, po czym za Ambloy skierowalem sie do Onzain nad Loara. Szybkie zdjecie zamku gorujacego nad Chamount s. Loire i ogien na St.Aignan gdzie zrobilem przerwe przy tamtejszym zamku. Celem dzisieszego dnia bylo Buzancais ale sil starczylo tylko na 150km. Zatrzymalem sie na nocleg u gospodarza w Heugens. W nocy zaczelo lac...

Montoire














Lavardin


















Chaumont sur Loire














Mieszkancy Karpacza przy klasztorze w Pontlevoy














Zamek w St.Aignan














Biwak w Heugens



Wtorek - 19.06.12

Pozegnalem przytulne miejsce w L'Agily i ruszylem w trase w kierunku Nogent n. Rotrou. Krajobrazy bez zmian - plaskosc przetykana stromymi pagorkami. Sporo lasow. Po 70km docieram do Nogent, gdzie odnajduje biblioteke z internetem. Niestety mam tylko godzine i nie moge zgrac wszystkich zdjec i zrobic wszystkich wpisow tak jak nalezy. W Oigny zaczyna padac deszcz wiec postanowilem dokrecic jeszcze 15km do Mondoublou i tam zatrzymac sie na noc. Pole namiotowe jest jeszcze nieczynne ale i tak rozbijam namiot. Leje cala noc.

Kosciol w Longny

















Krajobraz Normandii













Pole namiotowe w Mondoublou














Po 10 godzinach w siodle...










19.06.2012

Poniedzialek 19.06.12

Do Le havre dotarlem o 8:00 rano. Pogoda znosna - pochurno ale nie pada. Po godzinie znalazlem magika od rowerowm ktory pojawil sie o 11:00. Naprawil kolko i hamulce i zdarl 45 euro. Trudno. Pierwsze wrazenia z jzady otarly wszelkie lzy po starcie kasy. Jedzie sie wspaniale. Tylko to cholerne prawe kolano morduje wszelka radosc z jazdy. Mimo to spokojnie przejezdzam przez most Le Normandie (most o najwiekszym przewyzszeniu w Europie) i docieram do Pieknego miasteczka Cormeilles. Jest jak wyjete z ksiazek Dumasa. Normandia bardzo przypomina Polske. Piekne lasym rozlegle pola i poznanska plaskosc. Momentami tylko wyrastaja dosc strome pagory jak na Mazurach. Zaskoczylo mnie bardzo niechetne podejscie Francuzow. Niespecjalnie mieli ochote na to aby ktokolwiek ugniatal namiotem ich wypieszcone trawniki. Po kilkunastu probach i nadlozonych 10km znalazlem nocleg na posesji bardzo sympatycznych ludzi z okolic L'Aigle. Po 110km dzien zakonczyl sie calkiem sympatycznie. Kolejnym spostrzezeniem jest tom ze Francuzi nie znaja zadnego jezyka obcego poza francuskim :-).


Nabrzeze Le Havre
 
 Port w Le Havre
Przed warsztatem magika w Le Havre



Most La Normandie


Cormeilles


Cormeilles


Cormeilles


Cormeilles




Niedziela 18.06.12



Kolana zaczely doskwierac juz po pierwszych kilku kilometrach i mimo pieknej pogody jazda z coraz gorzej funkcjonujacym kolem jest katorga zamiast przyjemnosci. Po 8 godzinach dotarlen przez Chippencham, Devizes i Shrewton do Stonehenge. Tam zdecydowalem, ze taka meczarnia nie ma zadnego sensu i zmienilem tras docierajac do Salisbury. Wsiadlem do pociagu i oszczedzajac 50km dotarlem do Portsmouth. O 23:00 prom do Le Havre.


Moj prom do Le Havre











Uszkodzone kolo

sobota 16.06.12

Pisze na francuskiej klawiaturze ktora jest wybitnie dziwna.
Start z Cardiff Baym godzina 9:00
Poczatek wyprawy jest malo zachecajacy - ulewny deszcz przez caly dzien. Pokonalem szlak Taff i dotarlem do Talybont on Usk. Po drodze ostatni rzut okiem w strone Penyfan (za chmurami i strugami deszczu). Potem Abergavenny, Uskm Chepstowm most nad rzeka Severn i cel - Alveston. Po 170 kilometrach zasluzony odpoczynek. Miejscowke znalazlem u dobrych ludzim ktorzy oprocz spanka uzyczyli mi prysznica i ogromnej ilosci jedzenia. To do Anglikow ko;pletnie niepodobne ale trafilo sie slepej kurze ziarnko. Po drodze hamulce uszkodzily tylna opone przez co jazda stala sie wybitnie meczaca. Jednak jak na razie wszystko zgodnie z planem.

miejscowka w Alveston












Taffs Well w deszczu













Ulewa













Chwila oddechu od deszczu













Ulewa i rzeki na drogach w Parku Narodowym Brecon Beacon













Na wprost piekny widok na najwyzszy szczyt poludniowej Walii - Pen-y-Fan













Stary Most na na najwiekszej rzece UK - Severn

16.06.2012


Za godzine wreszcie wystartuje. Pogoda typowa w kraju owiec - wieczna jesien. Pada, wieje i nie zapowiada sie nic innego. Najwazniejsze, ze zaczyna sie przygoda, na ktora czekalem przez ostatnie kilka miesiecy. Dziekuje wszystkim, ktorzy znalezli pare groszy aby wesprzec zakup psa - przewodnika dla Pani Zuzanny. Dzieki Wam chce sie zyc i dzialac tak aby pomoc innym bez przymusu, bez walki. Ot dla samego poczucia, ze zrobilo sie cos dobrego. Do zobaczenia w Polsce!

I will start the journey in one hour. The weather is typical for the sheep country - neverending autumn. It is raining, windy and nothing else is going to appear. The most important is that starts the adventue I have been waiting for last few months. I want to thank you all who found a few pennies to support a buying a guide dog  for Miss Zuzanna. Thanks to you all there is a will for living and working to help the others without a compulskion and a fight. Just for the feeling that something good has been done. Goodbye Wales!

24.05.2012

Garsc informacji

Coraz blizej wyjazdu i coraz wiecej spraw uklada sie tak jak powinno. Mam nadzieje, ze to dobry omen i nic nie stanie na przeszkodzie w realizacji moich celow. Tym bardziej, ze udalo sie znalezc osobe niewidoma,  na ktora juz czeka pies - przewodnik. Ta osoba jest Pani Zuzanna Palka z Jaroszowa. Ma 21 lat i jest na progu startu w samdzielne zycie. Bez psa - przewodnika jej szanse bylyby bardzo ograniczone i zamiast samodzielnosci doswiadczalaby ciaglego oczekiwania na pomoc innych ludzi. Szczesliwie Pan Jerzy Przewieda - trener psow - przewodnikow dostarczyl Pani Zuzannie wiele powodow do radosci oswiadczajac, ze wyszkolony pies czeka na nowego wlasciciela. Do rozwiazania pozostal ostatni problem - zebranie odopowiednich funduszy na zakup psa. 16.000 zlotych - tyle potrzeba aby zycie Pani Zuzanny stalo sie zupelnie inne ni dotad. Samodzielne. Aby zebrac niezbedna kwote zostaly rozeslane listy do potencjalnych sponsorow calej akcji. Sa to duze przedsiebiorstwa ze Swidnicy i innych czesci Dolnego Slaska. O patronat medialny poprosilem rowniez Polskie Radio Wroclaw. Zobaczymy jak sie to wszystko ulozy. Jestem jednak dobrej mysli. Zwlaszcza, ze w Wielkiej Brytanii udalo mi sie do tej pory zebrac £160 od osob prywatnych (datki mozna sledzic na stronie www.justgiving.com/msz ) oraz £250 od firmy Griffiths Recycling and Waste Management ze Swansea. Mam nadzieje, ze Panstwo rowniez okazecie duzo serca i zrozumienia dla problemow osob niewidomych, takich jak Pani Zuzanna. Oby to byl kamyk, ktory poruszy lawine pomocy i wsparcia dla niewidomych w Polsce. Trzeba wziasc sprawy w swoje rece gdy instytucje panstwowe zupelnie nie zdaja egzaminu.
Ponizej prezentuje list Pani Zuzanny Palki:


 
Nazywam się Zuzanna Pałka, mam 21 lat i mieszkam w Jaroszowie w powiecie świdnickim (Dolny Śląsk, Polska). Jestem osobą niewidomą od urodzenia. Obecnie kończę naukę w Szkole Integracyjnej Masażu Leczniczego w Krakowie. Jestem osobą pogodną, wesołą i przyjaźnie nastawioną do ludzi. Bardzo lubię tańczyć, śpiewać, recytować. Marzę o tym, żeby po ukończeniu edukacji dostać pracę w swoim zawodzie, żebym nie siedziała w domu. Nie znoszę bezczynności, rutyny i nudy. Nigdy nie miałam psa przewodnika, a teraz moje wielkie marzenie może być spełnione! Pies jest mi niezbędny po to, abym mogła samodzielnie funkcjonować w społeczeństwie. Mieszkam na wsi, nie mam za dużo znajomych. Pies będzie moim przyjacielem, moimi oczami na świat, z którym zawsze i wszędzie będę mogła pójść, nie czekając, aż ktoś się zlituje i przyjdzie po mnie na spacer czy do sklepu. Dzięki takiemu pomocnikowi  moje życie na pewno zmieni się na lepsze, lżejsze i weselsze. I nareszcie samodzielne!
Już teraz dziękuję wszystkim, którzy włączą się do akcji, którą dla mnie podejmuje pan Marcin.



                                                                                               Zuzanna Pałka

                                                                                               

24.04.2012

Pomysł połączenia podróży z akcją charytatywną istniał właściwie od początku całego przesięwzięcia. Do działania zainspirowała mnie historia Pana Stanisława Szymańskiego ze Świdnicy (opisana na łamach portalu Świdnica24.pl). Mocno zastanowiło mnie z jak ogromnymi problemami przychodzi zmagać się osobom niewidomym w Polsce i z jak niewielkiej pomocy mogą oni korzystać. W naszym pięknym kraju mieszka 75.000 ludzi niewidzących lub słabowidzących, zarejestrowanych w Polskim Związku Osób Niewidomych oraz około 70.000 osób niezarejestrowanych. Większość z nich nie ma żadych szans na pomoc instytucji do tego powołanych. W sukurs przychodzą fundacje i organizacje pozarządowe ale ich możliwości są mocno ograniczone skromnymi funduszami. Chcę przyczynić się do zmiany tej sytuacji w choćby minimalnym stopniu.
Wielkim kłopotem dla osób niewidomych jest brak możliwości samodzielnego poruszania się w środowisku osób widzących. Jednym z najlepszych narzędzi do rozwiązania tego problemu jest pies - przewodnik (tutaj znajdziesz artykuł na ten temat). Koszt zakupu takiego psa wynosi od 16.000 do 30.000 pln co jest nieosiągalne dla większości osób niewidomych w Polsce. Moim celem jest zebranie funduszy pozwalaacych wyposażyć przynajmniej jednego niewidomego w psa - przewodnika. Oczywiście nie będzie tragedii jeśli uda się zebrać znacznie większą kwotę niż 16.000 pln. 
Mój projekt jest realizowany przy współpracy z Prezesem Lions Club Wratislavia, Panią Natalią Tarczyńską, która udostępniła konto bankowe Klubu, oraz swoje kontakty ze ośrodkiem szkolenia psów - przewodników w Pile. Patronat medialny objął portal Swidnica24.pl, którego ekipa wykonuje też mrówczą pracę poszukiwania sponsorów całego przedsięwzięcia.



The idea of connecting the bicycle tour with a charity appeared at the beginning of the project. I have been inspired by the story of Mr Stanislaw Szymanski. He lost his sight after a brain tumour operation 20 years ago. Since that time his life has changed completely. He has turned from a very active person into a prisoner within his own home. For 20 years there was no hope to change the situation, but one day a public has been told about it by a local news. The people response was impressive and after next few months Mr Szymanski received a guide dog. Now Mr Szymanski is a different kind of person – his life is much more easier and finally he can be independent.
I have started thinking about a blind people problems and how little help they can get. There are a 75.000 blind people registered by the National Organization For a Blind and another 70.000 unregistered in Poland. Most of them have no chance to get a help from a national institutions which were established for. There are a private and a non-government organisations coming with a succour but their power is limited to the minimum due to a very small funds with they can operate. I want to change this situation even on a minimal scale.
The massive problem for a blind people is a lack of self moving abilities within the sighted environment. One of the best tools which can solve the issue is a guide dog. The cost of buying the dog enclose between £3000 and £5000 (Poland) and is unattainable for most of the blind people in Poland. My goal is to raise a funds which let to equip at least one blind person with a guide dog. Of course, there will be no a tragedy if I raise more than £3000.

My Project has been set up in cooperation with The President of Lions Club Wratislavia, Mrs Natalia Tarczynska.
Within UK I am able to raise money thanks to Medical Aid for Poland Fund.

To donate wisit my justgiving website please:

http://www.justgiving.com/msz





1.04.2012

Trasa / The Route

Dość długo zastanawiałem się jaki wariant wybrać. Miejsce startu oczywiste - Cardiff Bay i wizyta w ulubionym Brecon Beacons. Jednak czy potem jechać prosto przez Francję, Benelux i Niemcy i wylądować na mecie po kilkunastu dniach, czy też zafundować sobie prawdziwą przygodę i zobaczyć miejsca, w których nigdy wcześniej nie byłem. Samolot odpadł, autobus też więc po co się rozdrabniać na ledwie 1600km. 3200km wygląda o wiele lepiej. Sama odległość to też żaden wyczyn. Postawiłem więc sobie poprzeczkę odrobinę wyżej i po drodze przez Francję, Włochy, Austrię, Niemcy i Czechy, pokonać trzy najwyższe drogowe przełęcze alpejskie: Col de l'Iseran (2770m), Passo di Stelvio (2755m), Col Agnel (2744m) a dla zabicia czasu najwyższą przejezdną drogę Alp - Cime la Bonette (2802m). Zanim jednak dojadę do drugich co do wysokości gór Europy odwiedzę zamki Loary, pustkowia Owernii i morze Śródziemne w okolicach Montpellier. Za przełęczami czekają mnie cukierkowe krajobrazy austriackich Alp, przepiękne Monachium, potem już tylko czeskie Sudety i cel mojej podróży - Wrocław.

I have been thinking for a long time which way seems to be the best. The start is obvious - Cardiff Bay and the visit at the Brecon Beacons. Shall I ride straight on through France, Benelux and Germany and arrive at the finish after around a fortnight or fund myself a real adventure and go to places that I have never been before? A plane is not under discussion anymore, and a bus as well so there is no reason to bogged myself down for 1000 miles as well, 2000 looks much better. Just the distance is not an achivement. I decided to lift the bar a bit higher and on my way through France, Italy, Germany, Austria and Czech Republic to conquer three the highest road passes in Alps: Col de l'Iseran (2770m), Passo di Stelvio (2755m), Col Agnel (2744m) and as an extra - the highest driven-through road of Alps - Cime la Bonette (2802m). However before I reach the second highest mountains of Europe I am gonna to visit the void of Auvergne and Mediterranean Sea by the Montpelier coast. Then there are the sweet landscapes of Austrian Alps, beautiful Munich, Czech's Sudety Mountains and  the finish at Wroclaw in Poland after the passes. 


31.03.2012

Po pierwsze primo - początek. / For the first primo - the beginning..

Od kilku lat mieszkam i pracuję w Walii. Wiodę nieskomplikowane życie wśród idyllicznych krajobrazów, sypatycznych ludzi i wszędobylskich owiec. Mam dobrą pracę, którą bardzo lubię i spokojny kąt do życia. Wydawałoby się, że nirwana jest tuż za rogiem. Jednak "tuż" robi różnicę, która z każdym dniem staje się coraz bardziej dostrzegalna, wręcz natarczywa. Ta różnica to Rodzina i przyjaźnie zostawione w Kraju. Nadszedł czas odbudować to wszystko. Inaczej będę jedynie gościem w swoim wlasnym Domu. Czas spróbować Polski na nowo.
Jednak nic nie może być zbyt łatwe, życie straciłoby wówczas swój ckliwy urok. Samolot i samochód spowszedniały. W autobusie się męczę. Wrócę na rowerze. Jednocześnie udzielę się charytatywnie. Postanowiłem połączyć swoją wyprawę ze zbiórką pieniędzy na zakup psa - przewodnika dla osoby niewidomej z okolic mojej rodzinnej Świdnicy.
Ten blog będzie zawierał niecodziennik wyprawy oraz relację z postępów realizacji celu charytatywnego.

I have been living and working in Wales for the last few years. I live in a simple way amongst idyllic landscapes, friendly people and ubiquitous sheep. I have a good job which I like and a peaceful and quiet place to chillout after a busy day. Seems to be nirvana lurks just behind a corner. The "just" makes a massive difference which becomes more and more apperciable every day, almost insistent.The difference is the Family and Frienships left back in the Country. The time has come to rebuild all of them. Otherwise I will be only a guest at my own home. It is high time to try Poland again, in a new way.
However nothing should be too easy, otherwise the life would have lost its mawkish enchantment. A Plane or car are boring. A bus makes me tired. I will come back by bicycle and I complete a charity project same time. I decided to connect my tour with fundrising for a guide dog for a blind person from my home town Swidnica. The blog will contain not-everyday diary of the tour and charity progress reports.